Zbliża się świąteczny czas. U większości wywołuje on przyjemne uczucia. Mroki grudnia choć trochę zostają rozświetlone lampkami choinkowymi, pachnącymi świecami i iluminacjami na ulicach.
Czekają nas spotkania w gronie rodziny i duuuużo jedzenia. Spotkania przy stole potrafią niektórym dostarczyć też niestety nieprzyjemnych emocji.
Pomijając kłótnie o politykę, czy zbyt intymne pytania, typu: "A kiedy ślub?" zadawane przez starszyznę, problematyczne mogą być także same posiłki. Szczególnie dla dzieciaków mających jakieś trudności w jedzeniu albo potrzebujących specjalnej diety z powodów zdrowotnych.
🎄 Jak sobie pomóc, gdy nasza albo naszych dzieci relacja z jedzeniem nie jest prosta?
🎄 Jak postępować z dzieckiem, które nie zachowuje się "grzecznie" przy stole?
🎄 Jak przetrwać świąteczne ucztowanie, gdy nie jest to dla nas proste?
Przebodźcowanie
Świąteczny czas jest pełen wrażeń, ekscytacji, rozmów, jedzenia i może być też czasem pełnym... zmęczenia i przebodźcowania. Szczególnie nasze dzieciaki, które nie zawsze umieją odłożyć zaspokajanie swoich potrzeb na później, mogą potrzebować więcej wyciszenia, odpoczynku, naszej uwagi, czy chociażby nawodnienia. Warto zwracać na to uwagę. “Niegrzeczne” zachowanie przy stole może wynikać po prostu z wyczerpania się zasobów psychoenergetycznych. Niegrzeczne specjalnie piszę w cudzysłowu, bo tak naprawdę nie ma niegrzecznych dzieci, a każde zachowanie – i te radosne i te trudne powinniśmy traktować jako znak tego, co dzieje się w wnętrzu naszego dziecka, jak ono się tam naprawdę czuje.
Nie lubię świątecznych dań!
Wigilijny barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, bigos, karp, kompot z suszu. Zazwyczaj mało które dania z tej listy smakują dzieciakom. Sama pamiętam z dzieciństwa, że ich nie lubiłam. Jeśli mamy wpływ na to, jakie dania znajdą się na Wigilijnym stole, warto wziąć pod uwagę też ograniczenia żywieniowe naszych dzieciaków. Jeśli jedzą wybiórczo albo mają jakieś alergie – niech dla nich również na stole znajdą się bezpieczne potrawy, choćby nawet bardzo nie pasowały do reszty Wigilijnego menu. Wigilijna kolacja to przecież nie tylko obrzęd religijny, ani nie tylko dostarczanie sobie składników odżywczych, ale też zaspokajanie potrzeby świętowania, wspólnoty, towarzystwa, zabawy, humoru, radości, budowanie więzi itd... Itp. Zadbajmy o to, żeby każdy czuł się przy stole dobrze.
Oczywiście, jeśli wśród naszych ważnych wartości życiowych są rodzina, tradycja, religia – zachęćmy dzieciaki do próbowania świątecznych dań. Możemy umówić się na spróbowanie po kawałku każdego dania, zachęcić do spróbowania i opowiedzenia o swoich wrażeniach smakowych albo opowiedzieć o tym, z czego składają konkretne potrawy i co symbolizują. Wszystko w zależności od stopnia otwartości naszej, dzieci i towarzystwa. Nie ma jednego dobrego scenariusza. Jedno jest pewne – akceptujmy odmowę jedzenia i próbowania, bo jakakolwiek presja nigdy nie przynosi dobrego sutku.
Komentarze przy stole
Przy okazji świątecznych spotkań często dorośli lubią głośno komentować zachowania dzieci:
“A co ty się tak wiercisz?”
“No spróbuj rybkę, ciocia zrobiła ją specjalnie dla ciebie”
“Zjedz kawałek makowca, babcia się tak napracowała, żeby go upiec”
“Ale z ciebie niejadek, twoja kuzynka zjadła więcej od ciebie a jest młodsza”
“Kiedyś nie było niejadków, dzieci jadły to, co rodzice im podali, a teraz to tylko wymyślają i rozpuszczają dzieci”
“Jak dieta? Bezglutenowa? Co za wymysły! Trzeba jeść wszystko”
“No pośpisz się z tym obiadem, wszyscy czekamy na ciebie, aż zjesz, żeby podać deser”
“Jak zjesz ładnie, to przyjdzie do ciebie Mikołaj”
Tego rodzaju uwagi i pytania, to koszmar niejednego dziecka. Pomijam już fakt, że nikt nie skomentuje w ten sposób jedzenia dorosłej osoby. Nie patrzymy w talerz dorosłego, dlaczego więc wciskamy nos w talarze dzieci? Warto wiedzieć, że dbanie o relację (i z samym sobą i z dzieckiem) jest ważniejsze, niż wartości odżywcze dań. Jeśli nasze dziecko nie ma na tyle odwagi, żeby się odezwać, odpowiedzieć na komentarz, przedstawić swój punkt widzenia - stańmy w jego obronie. Można w taktowny sposób postawić granice, aby ukrócić krzywdzące dla dziecka komentarze.
W święta warto odpuścić sobie dbanie o zbilansowane odżywiania dzieci. Ważne jest to co robimy na co dzień, a nie od święta. Nawet jeśli nasze dzieci w Wigilię będą żywić się tylko mandarynkami, a my przesadzimy z ilością pierogów czy serniczka - dzieci mogą wieczorem na kolację zjeść tosty, a potem możemy pójść razem na rodzinny spacer, żeby ułatwić żołądkowi trawienie i pobudzić organizm do spalania nadmiarowych kalorii.
Po prostu bądź
Myślę, że najważniejszą zasadą dotycząca świątecznych spotkań przy stole jest odpuszczenie sobie i odpuszczenie innym. Nie musi być idealnie, nie musi być pięknie, dzieci nie muszą być grzeczne, choinka piękna, pierożki równiutkie, a rodzina zgodna. Warto odpuścić sobie oczekiwania, bycie jakimś. W święta warto po prostu BYĆ, kochać i akceptować siebie i bliskich takimi, jakimi są.
Nie – “Pokocham siebie, jak schudnę”.
Tak – “Kocham siebie taką, jaką jestem. Do odchudzania podchodzę z tej pozycji akceptacji i chęci zadbania o siebie i czułości do siebie”.
Nie – “Kocham moje dziecko, gdy jest grzeczne”.
Tak – “Kocham moje dziecko zawsze. Jestem z nim, gdy jest radosne, ale wspieram go też w radzeniu sobie z trudnymi emocjami. Jestem jego bezpieczną przystanią, niezależnie od tego, co robi”.
Nie - “Nie znoszę mojej ciotki, bo zawsze, bez pardonu, przy wszystkich, zadaje wścibskie pytania o moje życie prywatne”.
Tak - “W tym roku spróbuję dojrzeć, o co tak naprawdę chodzi mojej ciotce. Może pod przykrywką tych głupich pytań leży troska o mój dobrostan i szczęście. A może ciotka jest samotna, ma niezaspokojoną potrzebę rozmowy i nie umie inaczej zacząć rozmowy”.
Taka wyrozumiałość, akceptacja i otwarcie na słuchanie innych, jest ważna i potrafi wprowadzić wiele ciepła w relacje. Nie oznacza to jednak dawania przyzwolenia na zachowania i sytuacje, które będą przekraczały nasze lub naszych dzieci granice! I nie oznacza to naginania granic innych w imię spełniania każdej zachcianki dziecka.
Za Jesperem Juulem (duński pedagog i terapeuta rodzinny) powiem tak: Niech dzieci czują się częścią wspólnoty, niech znają swoje w niej miejsce. Niech rodzic będzie dla dziecka przewodnikiem po świecie dorosłych. Rodzic zauważa potrzeby dziecka (potrzeby to nie to samo co zachcianki!) i bierze je pod uwagę. Nie krytykuje, nie neguje, ale zauważa. Co nie oznacza jeszcze wcale, że musi je od razu zaspokajać.
Pięknych chwil przy wspólnym stole!